Tak więc stało się – lecimy do Tanzanii! Jesteśmy właśnie w połowie drogi, czyli w Katarze, a dokładnie w jego stolicy Doha i czekamy na kolejny samolot, który tym razem „przywiezie” nas wprost do Tanzanii. Gdy wysiedliśmy z samolotu uderzyło nas gorące powietrze, o którego pochodzenie podejrzewano silniki samolotu (w tym miejscu pozdrawiamy Bożenkę :D), co jednak nie było zgodne z prawdą. Nasza grupa podzieliła się na dwie połowy – jedną lubiącą odpoczynek i spanie i drugą głodną przygód. Ja, jak nietrudno się domyślić, należałam do tej drugiej grupy. Pierwszym krokiem do realizacji naszych planów było załatwienie katarskiej wizy co w wbrew pozorom wcale nie było łatwe, bo wymagało… wizyty w banku :D Ale dzięki temu niektórzy dorobili się katarskiej karty płatniczej i trochę drobnych riali (których zdjęcia nie mają, bo są lamą. Ale na swoje usprawiedliwienie mają to, że był środek nocy). Po wyjściu z lotniska znów czekał nas „szok termiczny” (okulary parują po wyj